A Court of Wings and Ruin


Dwór cierni i róż przeczytałam ze względu na ładną okładkę (shame) i ciekawy opis książki (ale głównie ze względu na okładkę). Książka nie trafiła co prawda na listę moich ulubionych, ale całkiem mi się podobała, więc kiedy tylko na polskim rynku pojawił się Dwór mgieł i furii, pobiegłam do księgarni. I drugim tomem (który na szczęście ominęła słynna klątwa drugiego tomu) się zachwyciłam. Do tego stopnia, że przez prawie 3 tygodnie nie byłam w stanie sięgnąć po inną książkę ani opuścić myślami Dworu Nocy. Postanowiłam więc, że kiedy Sarah J. Maas napisze część trzecią, nie będę czekać do polskiej premiery.

I tak też zrobiłam. Zamówiłam w pre-orderze kilka tygodni przed premierą. A później czekałam kilka tygodni po premierze i czułam się zdradzona przez Amazona, bo myślałam, że będę tę książkę mieć podczas długiego weekendu. Zarezerwowałam sobie dla A Court of Wings and Ruin cały tydzień i czekałam, czekałam,... a powieść przyszła pod koniec maja, kiedy na listę priorytetów trafiły zaliczenia i sesja. A później stos egzemplarzy recenzenckich. Ale przyszła! W pięknej, twardej oprawie. Z cudowną okładką i zapowiedzią jeszcze cudowniejszego środka.

Ale do rzeczy. Jeśli nie czytaliście ACOTAR i ACOMAF, przejdźcie do kolejnego akapitu.
Jak zaczyna się ACOWAR? Król Hybernii rośnie w siłę. Feyra wraca do Dworu Wiosny, by udając miłość do Tamlina i strach przed Rhysandem, dowiedzieć się więcej o sojuszu pierwszego z Hybernią i skłonić jak największą część jego dworu do przeciwstawienia się swojemu High Lordowi. Dziewczyna nie przestaje martwić się o swoje siostry, zamienione w fae przez króla Hybernii i Kocioł, oraz o przyjaciół z Dworu Nocy i swojego prawdziwego ukochanego. Marzy o powrocie do domu, jednak to dobro Dworu, którego jest Księżną, stawia na pierwszym miejscu. Nie wróci, dopóki nie uda jej się zdziałać wystarczająco dużo. Czy nakłoni Tamlina do zerwania sojuszu z Hybernią? Czy szybko wróci do przyjaciół i wraz z nimi powstrzyma zbliżającą się wojnę?
But this is war. We don't have the luxury of good ideas - only picking between the bad ones.
W poprzedniej części Sarah J. Maas skupiła się przede wszystkim na relacji Feyry z nowymi przyjaciółmi, jej odnajdywaniu się w nowym środowisku, wśród nowych ludzi i poznawaniu smaku prawdziwej miłości. Autorka malowała przed nami zachwycający krajobraz Dworu Nocy, przywiązując do wykreowanego świata, hipnotyzując wspaniałością Velaris. W A Court of Wings and Ruin wątki te schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca politycznym rozgrywkom i przygotowaniom do wojny na miarę tej sprzed lat. Magię ACOMAF i sceny, które z pewnością nieraz wywołały uśmiechy na Waszych twarzach zastępuje strach, planowanie i brutalność. Poznajemy bohaterów od innej strony. Widzimy ich pełniejsze portrety psychologiczne, słabości i lęki.
Only you can decide what breaks you, Cursebreaker. Only you.
Nie oznacza to jednak, że tych "ładniejszych" scen nie ma w ogóle. Są, ale w mniejszym stopniu. Stanowią chwilę wytchnienia od rozgrywających się zdarzeń. Chwilę wytchnienia nie tylko dla nas – czytelników, ale także dla bohaterów.
Pojawiają się nowe pary, rozwijają miłosne wątki rozpoczęte w Dworze mgieł i furii. Niektórym nie kibicowałam, a raczej wręcz przeciwnie. Innym shipowałam całym sercem (Feysand, Nessian). Nie rozumiem, czemu jakieś 90% postaci miało partnera, ale nie przeszkadzało mi to.

Sarah J. Maas w fabułę ACOWAR wplata też wątek feministyczny. Jest sister power. Jest girl power i silne bohaterki, które nie czekają, aż mężczyźni uratują je z opresji. Chwytają ilyriańskie miecze i ruszają do walki. Podejmują się wyzwań testujących ich psychiczną siłę. Nie lekceważą jednak pomocy płci przeciwnej, wszyscy działają razem, w jednej wspólnej sprawie. Ogromnym plusem jest również to, w jaki sposób Sarah J. Maas ukazuje niektóre związki. Opiera je przede wszystkim na wzajemnej równości.
(...) tell me the next time.
Would you have let me go if I had?
I do not
let you do anyhing. He tilted my face up, Mor and Azriel looking away. You are your own person, you make your own choices. But we are mates–I am yours and you are mine, We do not let each other do things, as  if we dictate the movements of each other.
Maas porusza również wiele innych tematów. Ukazuje problem wiary w siebie oraz akceptacji tego, jakim się jest – nie tylko zalet, ale i wad. Udowadnia, że bycie dobrym się opłaca. Przedstawia wpływ osób i wydarzeń na wewnętrzną metamorfozę jednostki. Siłę miłości – nie tylko pomiędzy partnerami.  W jej powieści pojawia się też wątek LGBT, ale wydawał mi się wciśnięty jakby na siłę.

Choć to drugi tom serii pozostaje moim ulubionym, ACOWAR to również książka bardzo dobra. Wiele tu zwrotów akcji i pełnych napięcia scen. Autorka po raz kolejny gwarantuje czytelnikom emocjonalny rollercoaster, przez co od książki ciężko się oderwać. Można się tu i pośmiać, i wzruszyć, i przerazić. Sama w pewnym momencie bałam się przewrócić kartkę i zobaczyć, co Maas "zrobiła" bohaterom. Odbiegałam od książki i zaraz do niej wracałam. Serio! Nie da się jej odłożyć na bok. Woła i każe wrócić :o

Sięgając po tę powieść w oryginale, bałam się, że niewiele zrozumiem i nie dotrę do końca. Czytałam wcześniej książki po angielsku, ale już parę lat temu, a słyszałam, że Maas pisze dość ciężkim językiem. Nie było jednak źle. Wszystko da się zrozumieć. Po słownik sięgnęłam chyba tylko dwa razy. Jest trudniej niż w Harrym Potterze, ale nie tak, żeby się przy książce namęczyć. Szukałam też wyrażeń, które w poprzednich częściach pojawiały się często i przypisywano je złemu tłumaczeniu. Szczególnie rzuciło mi się w oczy odliczanie czasu w uderzeniach serca. W ACOWAR też pojawiło się kilka razy. Tak czy siak, książka bardzo mi się podobała i już obiecałam sobie, że przeczytam też poprzednie części po angielsku. I wszystkie kolejne, które wyjdą. Wam też to polecam. 

Tytuł: A Court of Wings and Ruin
Autor: Sarah J. Maas
Tom: III
Stron: 699
Wydawnictwo: Bloomsbury Publishing

3 / dodaj komentarz:

  1. Akuratnie dzisiaj skończyłam tę książkę :D Do połowy byłam trochę rozczarowana i miałam nadzieję, że akcja jeszcze się rozkręci, bo ACOMAF miał ten nastrój tajemniczości praktycznie od początku, ale po połowie... Boże, co tam się działo! Ostatnie sto stron przepłakałam, poczynając od sceny, która jeśli pamiętam, była gdzieś krótko przed sześćsetną stroną - mam na myśli ten moment z Feyrą i jej siostrami. To, co stało się na stronie 670 sprawiło, że szlochałam i szlochałam, i nie mogłam przestać. Ale chyba najbardziej wzruszyłam się przy tej scenie ze statkami (mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi, bo nie chcę tu za dużo pisać, żeby komuś przypadkiem nie zaspoilerować) - coś pięknego. Po tym, jak zawiodłam się na ACOTAR, w życiu bym nie podejrzewała, że drugi i trzeci tom tak zawładną moim sercem <3 Dopiero skończyłam tę trylogię, a już wiem, że będę jeszcze długo o niej myśleć!
    Tak na marginesie, te amerykańskie okładki są przecudowne! Też czytałam w tym wydaniu i w takich momentach cieszę się najbardziej, że umiem angielski i nie muszę czekać na kolejny tom ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tej książki jeszcze nie przeczytałam. Pierwszy tom mnie zawiódł, ale w drugim się zakochałam. <3 ♥ Mam nadzieję, że i z tym będzie podobnie. Wcześniejszą część czytałam w oryginale i trochę mi się dłużyło, bo było tam jednak sporo niezrozumiałych dla mnie słów. Jednakże gdy skończyłam, byłam z siebie dumna, gdyż jest to chyba pierwsza tak gruba książka, którą przeczytałam po angielsku. ;D Książki Hoover czyta się wspaniale w oryginale. ;) Nie mogę się doczekać zapoznania z powyższą częścią. ;D

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  3. W temacie dwóch pierwszych części mogę się z Tobą całkowicie utożsamić. Trzeciej części nie czytałam w oryginale, ponieważ po Dwory sięgnęłam stosunkowo niedawno, więc uznałam, że poczekam już na polską wersję. Mam nadzieję, że się nie zawiodę, chociaż po tym co piszesz, myślę, że nie muszę się bać.
    Pozdrawiam xx
    http://slowoposlowie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń