O dziewczynach o sercu z marcepanu i podróżach w czasie – Zieleń szmaragdu

Seria o Gwendolyn – podróżniczce w czasie na mojej liście książek, które chcę przeczytać znalazła się jeszcze wtedy, kiedy poprzednie wydanie można było spotkać na księgarnianych półkach. Ciągle się jednak mijałyśmy, a w końcu okazało się, że trylogii nie można już nigdzie dostać (chyba że za kosmiczne sumy na allegro). Po jakimś czasie na ratunek wszystkim ciekawym tej historii przyszło wydawnictwo Media Rodzina, niosąc ze sobą nie tylko uwielbianą przez wielu treść, ale także nowe, piękne wydanie. Trylogia Czasu zawładnęła i moim sercem i aż mi trochę smutno, że Zieleń Szmaragdu to ostatni tom. Dlaczego?


W rzeczywistości serca są zrobione z całkiem innego materiału. Chodzi o materiał bardziej znacznie bardziej plastyczny i nietłukący, który zawsze odzyskuje swój pierwotny kształt. Wykonany wegług tajnej receptury. Marcepan!
Gwendolyn ma złamane serce. Że też musiała zakochać się w kimś takim jak Gideon! Nie dość, że muszą wspólnie podróżować w czasie, to jeszcze jej kuzynka, Charlotta, zaprasza go na imprezę, na którą planują założyć pasujące stroje. Jakby tego było mało, hrabia St. Germain, zdaje się życzyć jej śmierci, a plany dotyczące chronografu Gwendolyn wcale się nie podobają. Kiedy więc kolejne tajemnice wychodzą na jaw, dziewczyna będzie musiała dokonać niejednego trudnego wyboru. Czy podejmie dobre decyzje? 

Jeśli czytaliście moją opinię o Czerwieni Rubinu wiecie, że nie byłam do tej powieści przekonana. Niby coś się działo, ale nie wiadomo było, o co autorce chodzi i co właściwie stanowi główną linię fabularną. Błękit szafiru natomiast pochłonęłam w kilku godzin, bawiąc się lepiej, niż kiedykolwiek i śmiejąc w głos, mimo że miałam wtedy gorsze dni. Nie mogłam więc doczekać się Zieleni Szmaragdu i przez te kilka miesięcy od przeczytania tomu drugiego do premiery trzeciego, historia Gwendolyn ciągle chodziła mi po głowie. I w końcu jest!

Już od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w wir akcji. Autorka nie bawi się w zbędne wstępy, ale od razu przechodzi do rzeczy, podejmując się opowiadania historii w miejscu, w którym zakończyła się ona w poprzednim tomie. Nie dość, że wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni tych kilkuset stron nie pozwalają odłożyć książki na bok, to niesamowicie lekki styl pisania Kerstin Gier uzależnia, czyniąc to wręcz niemożliwym. Przesycone humorem dialogi i sarkastyczne wypowiedzi Gwendolyn sprawiły, że na mojej twarzy nieraz pojawił się szeroki uśmiech. W sumie to samo otworzenie książki rozwesela i czyni odstresowywanie się czymś tak prostym jak zasypianie po męczącym dniu.

Będę tęsknić za tymi bohaterami! Za zabawną Gwendolyn jako reprezentantką sceptycznie podchodzących do życia nastolatek, za przystojnym i przekochanym, choć mającym swoje wady Gideonem, za Xemeriusem, którym rozbawia mnie każdym wypowiedzianym przez siebie zdaniem, za rodzeństwem Gwen, które zawsze potrafi stanąć w obronie bliskich, a nawet za Charlottą, która choć często mnie irytowała, to w sumie było mi jej trochę szkoda. Kerstin Gier wykreowała wiele wspaniałych postaci, które na długo pozostaną w mojej pamięci i z którymi z pewnością wyruszę jeszcze na niejedną wyprawę w przeszłość. To na pewno nie było nasze ostatnie spotkanie.

Zieleń szmaragdu to świetne zakończenie trylogii. Fabuła porywa od samego początku, by zaprowadzić nas do nieprzewidywalnego, przeuroczego zakończenia. Gwarantuję, że po przewróceniu ostatniej strony jeszcze długo będziecie się uśmiechać, a myśl o odbytych przygodach towarzyszyć Wam będzie aż do następnego sięgnięcia po tę serię. W moim przypadku z pewnością tak będzie!

W serii:
Czerwień rubinu | Błękit szafiru| Zieleń szmaragdu

Tytuł: Zieleń szmaragdu
Tytuł oryginału: Smaragdgrunn
Tom: Trylogia Czasu #3
 Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Media Rodzina

4 / dodaj komentarz:

  1. Dawno przeczytałam tę trylogię, ale ponownie bym to zrobiła. ;) Xemerius był genialny! :D
    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę trylogię kilka lat temu, gdy jeszcze było stare wydanie, którego dostępność w księgarniach pozostawiała wiele do życzenia. Pamiętam, że mam raczej dobre wspomnienia jeśli chodzi akurat o te książki Gier, bardzo chętnie do nich wrócę, ponieważ ubóstwiam wątek podróży w czasie.
    Xemerius był wyjątkowo zabawnym gargulcem.
    Pozdrawiam,
    miedzyplanetarne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Baaardzo lubiłam te trylogię :) Przeczytałam ją sto lat temu - jeszcze w starych okładkach które moim skromnym zdaniem były dużo ładniejsze ;)
    Teraz powoli przymierzam się do Trylogii Snów bo słyszałam wiele pozytywnych opinii na jej temat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie sięgnę po trylogię bo wydaje się bardzo dobra. Dobrze, że ostatnia część nie odbiega od reszty, bo często tak się dzieje niestety....

    OdpowiedzUsuń